piątek, 24 lutego 2012

Będziemy sądzeni z miłości (2)

Pan Ferdynand był niskim, łysiejącym mężczyzną, który lata swej młodości miał już dawno za sobą. Jego wzrost i łysa głowa były na dla niego źródłem nieopisanych tortur. Wystarczyło, że jakiś inny mężczyzna był od niego wyższy, a wpadał w dziwny stan, który można opisać jako mieszanka smutku i wściekłości. Rekompensował swoje kompleksy znęcając się nad poddanymi. Na wsi krążyły o nim historie budzące krew w żyłach. Niektórzy nawet mówili, że oddał swoją duszę diabłu i przestrzegali dzieci by nigdy panu nie patrzeć prosto w oczy, bo można zobaczyć w nich swoją przyszłość. Sam Ferdynand jednak nie uważał się za złego człowieka, wprost przeciwnie, czasem nawet zdawało mu się, że jest przez Boga wybrany żeby ratować biedne dusze od potępienia. Może gdyby został kiedyś księdzem... Jego biedna małżonka nie wytrzymała długo z ukochanym. Widziała w nim kiedyś człowieka o anielskim sercu, jednak po ślubie i dla niej stał się wcieleniem zła. Poniżana przez swego męża szybko zachorowała i spoczęła na parafialnym cmentarzu. Smutny był jej grób, jedyny na wielkiej połaci ziemi, którą dobrodusznie Ferdynand po śmierci małżonki ofiarował księdzu proboszczowi. Uważał, że poświęcił tak wiele ziemi, ze Zbawiciel pewnie przyjmie go po śmierci w bramach raju i podziękuje mu, za jego czyn wielkiej dobroci i miłosierdzia. Takie myśli budziły się w nim szczególnie wtedy gdy karał ludzi za najmniejsze przewinienia. Myślał wtedy, że w taki sposób staje się właśnie dobry, bo ratuje ich przed karą ognia piekielnego, o którym lubił rozmawiać z plebanem na wieczornych kolacjach. Tak, był pośrednikiem, aniołem, który miał swoją misję do spełnienia na tym łez padole. Kiedy zasiadał na honorowym miejscu w parafialnym kościółku i wpatrywał się w drewniane figury czuł to doskonale, wiedział, że jest powołany. Nie przeszkadzało mu zupełnie to, że krzywdził ludzi, bo myślał, że tak jak Zbawiciel nie był rozumiany przez swoich ziomków, tak i on nigdy nie zazna spokoju w tej wsi. W gruncie rzeczy jednak był zepsuty do cna i zły jak cały legion przybyły z piekła na ziemię. Jego biedną duszę toczyła gorzka nawałnica złych myśli, przekleństw i bluźnierstw. W samej jego postawie było coś co odpychało, jego oczy, jakby za mgłą, zdradzały jego niezrównoważony umysł, doskonale skrojone ubrania potęgowały tylko to wrażenie. Przed takim człowiekiem stała teraz Marta ze łzami w oczach czekając tylko, kiedy lawina tego zła wyleje się z jego serca i zmiecie ją z powierzchni ziemi. Stała tak w drzwiach sparaliżowana strachem. Nie mogła powiedzieć ani jednego słowa, nie mogła ruszyć stopą. Przez jej głowę przemknęła myśl, że pewnie rzucił na nią jakiś urok i jej biedna dusza zostanie potępiona w morzu ognia. Niespodziewanie Ferdynand, jakby niesiony jakąś siłą dopadł jej ramion. Złapał ją tak mocno, że myślała, iż ją zmiażdży. Potrząsał nią i krzyczał.
- Marta! Spóźniłaś się do diabła!
Nie mogła odzyskać głosu. Stała wpatrzona w jego ziejące gniewem oczy i już prawie widziała w nich swoją przyszłość: grób zbity z desek, samotny i bardzo oddalony od swej pani.
- czy ty dziewko słyszysz co ja do ciebie mówię?!
Po jej policzkach tylko płynęły łzy. Wiedziała, że to już jest jej koniec. Pan pewnie każe ją wychłostać tak mocno, że tego nie przeżyje. Co prawda nie miała dla kogo żyć, ale żyć chciała, nawet w takim domu i z takim panem, byle żyć. Pan zbliżył swoją twarz do jej twarzy.
- skaranie boskie z tymi wieśniakami! Daruje Ci dzisiaj bo jesteś mi potrzebna, ale pamiętaj, obudź się, bo więcej nie okaże Ci łaski.
Odór alkoholu jaki wydobył się z ust tego potwora otrzeźwił ją, choć raczej powinien sprawić, że i ona poczuje się pijana.
- przepraszam pana najpokorniej jak potrafię i proszę o wybaczenie. Obiecuję, że już nigdy, ale to nigdy nie będzie miał pan przeze mnie powodów do smutku - wybełkotała przez łzy i odstawiwszy garnek z wodą rzuciła się do stóp Ferdynanda całując je i błagała o przebaczenie.
- żałujesz swojego występku?
- tak bardzo żałuję i przysięgam na Najświętszą Panienkę, że nigdy się to nie powtórzy.
- dzięki mnie, nasz Zbawiciel daruje ci ten grzech. Wstawaj! Woda zrobi się zimna i znowu mnie rozzłościsz!
Marta przygotowała kąpiel i drżącymi dłońmi myła swojego pana. Zbierało się jej na wymioty, ale sama nie wiedziała czy ze strachu, czy z obrzydzenia.
- powiedz Małgorzacie, że jutro na kolację przyjdzie pleban
- tak jest mój panie
- znasz Katarzynę, którą służyła u księdza jako gospodyni?
- tak mój panie, znam
- dzisiaj nasz Pan Jezus Chrystus zabrał ją do siebie
- niech światłość wiekuista jej świeci - sama nie wiedziała, skąd jej się to wzięło
- jesteś pobożna i ładna. Strawy przygotowujesz nie najgorsze. Pleban szuka nowej gospodyni
- dziękuję panu, zbyt pan łaskawy…
- jutro przygotujcie dobrą kolację. Pokaże cię księdzu. Jeśli zechce oddam cię na służbę na plebanię
W sercu Marty od wielu dni zaświeciło słońce nadziei. Jeśli ksiądz zechce ja przyjąć uwolni się od tyrana...

11 komentarzy:

  1. Wyczuwam delikatny posmak zakazanego owocu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. delikatny? Tylko delikatny? Ale czy pójdzie tak łatwo... hmm się przekonamy...

      Usuń
  2. A ksiądz okaże się jeszcze gorszy niż Pan i Władca

    OdpowiedzUsuń
  3. Gorszy? Niekoniecznie. Moze bedzie dobry i czuly, a takze dyskretnie zadba o los ich potomstwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie się czyta:) Oby tak dalej i oby skończyło się lepiej niż poprzednie:)) Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. onieeeeeeeeeee tylko nie dla Plebana - koszmar....

    OdpowiedzUsuń