czwartek, 23 lutego 2012

Będziemy sądzeni z miłości (1)

Był rok 1805 zawierucha wojenna zbliżająca się do granic Polski i Napoleon Bonaparte nie robiły wielkiego wrażenia na Marcie, zresztą nie wiele wiedziała, tylko tyle ile zdołała usłyszeć podczas służby przy stole. Zmierzch zbliżał się do dworu tak jak zawsze i chyba razem z nią nic sobie z tych niepokojów nie robił. Gdzież ona, służąca w domu bogatego Pana, śmiałaby nawet myśleć o wielkim świecie i marzyć o tym, żeby się wyrwać z tego kieratu. Zapaliła w piecu i ogrzała skostniałe od zimna ręce. Wstawiając wielki garnek na piec w myślach przeklinała dzień w którym jej płuca zasmakowały powietrza, ba! nawet przeklinała ten dzień, kiedy jej matka z tym nieznanym mężczyzną udała się do stajni. Napawało ją to wszystko obrzydzeniem. Wciąż wydawało się jej, że taki człowiek poczęty na brudnym sianie w stajni, musi być strasznie brzydki. Nie wiedziała w jak wielkim tkwiła błędzie. Potem przeklinała także kolejne dni dzieciństwa, czyli ciężkiej pracy w polu i przy krowach. Musiała wstawać jeszcze przed świtem, żeby przebyć kilka kilometrów do sąsiedniej wioski, gdzie za cały dzień jaki spędzała z krowami na pastwisku, dostać miskę mleka albo kubek maślanki. Cudem były dni, kiedy pan dawał jej odrobinę masła. Nigdy nie mogła poznać jego smaku, jedynie zapach. Myślała nawet, że tak pachnie niebieskie zbawienie, zupełnie inne od tego o którym mówiła jej matka, że pachnie jak  kościelne kadzidło. Jedyne miłe wspomnienie z dzieciństwa jakie miała to zabawy z jej bratem Janem. Ten chłopak, choć młodszy, budził w niej dziwne uczucia, których się wstydziła. Odrzuciła szybko te wspomnienia. Nie wiedzieć dlaczego, wolała raczej pogrążać się w złych myślach, które o dziwo nie budziły w niej smutku. Przeklinała więc dalej swoją matkę. Nie mogła jej ani wybaczyć, ani zapomnieć, że Jana i ją oddała, za kilka marnych monet na służbę. Jan pewnie tak samo cierpiał z nadmiaru pracy jak ona. Co to za matka, która pozbywa się dzieci, rozłącza je, choć doskonale wiedziała, że pomiędzy nimi była niezwykła nić miłości i porozumienia. Co wieczór Marta klękając do modlitwy zmawiała pacierz za brata, modląc się gorąco, żeby Najświętsza Panienka, pozwoliła im jeszcze kiedyś się spotkać. Modliła się jeszcze o coś, o czym wiedział tylko sam Bóg, ale i tak nie wierzyła, że kiedyś będzie dla niej tak łaskawy i spełni jej prośbę. Tymczasem w kuchni zapanował mrok. Zapaliła trzy lampy olejowe z palnikiem z palnikiem Arganda, wzięła do reki wiaderko i nóż i zaczęła obierać ziemniaki na jutrzejszy obiad. Musiała mieć wszystko przygotowane bo w ciągu dnia nie była w stanie wyrobić się z obowiązkami. Bała się także swego Pana, który był człowiekiem surowym i miał sadystyczne zapędy wobec swoich poddanych. Bliskość tego człowieka paraliżowała ją zupełnie. Zbyt wiele razy widziała jak Pan Ferdynand obchodzi się z ludźmi, którzy nie spełniają jego zachcianek lub robią to nie na czas. Rozmyślania przerwały jej skrzypiące drzwi w których pojawiła się Małgorzata. Ta kobieta z kolei budziła w niej nerwy. Z byle powodu panikowała i wciąż narzekała na swój ciężki los, choć wcale nie było jej tak źle. Rządziła całą służbą w domu, ale robiła to tak chaotycznie i tak szybko zmieniała decyzje, że była wśród współpracowników bardzo nie lubiana. Ona sama starała się ze wszystkich sił zachować spokój, ale nie mogła. Zwyczajnie w świecie nie potrafiła opanować swoich skłonności do krzyku, a zaraz potem do łez. W oczach Marty była niezrównoważona, ale takich Pan lubił. Zresztą pomimo swojej niezaradności była sprytna jak lis i zawsze kary za jej niedociągnięcia spadały na innych.
- na litość Boską! Marta! Jeszcze nie jesteś gotowa?
- Małgorzato, przecież jeszcze nie jest tak późno...
- jak nie jest późno?! Zmrok już za oknami. Trzeba Panu przygotować kąpiel
- Woda już na piecu. Właśnie doskonale się będzie nadawać
Małgorzata wzięła mały stołeczek i usiadała obok Marty. Pogłaskała ją po głowie.
- Marto...
- co się stało Małgorzato? tylko proszę cię nie panikuj, powiedz spokojnie co się stało
- Marto... Pan chce, żebyś ty dzisiaj towarzyszyła mu podczas kąpieli.
Serce Marty zadrżało i zrobiło się jej niedobrze. Przecież Małgorzata wiedziała, że to najgorsze ze wszystkich zajęć i wolała chłostę niż kąpać tego obleśnego typa.
- Idź! Już czas! Przygotowałam ci wszystko w komnacie. Pospiesz się! Nie siedź tak! Wiesz co będzie jeśli pan będzie tam przed tobą! - wpadła w panikę Małgorzata.
Marta pospiesznie wstała, zdjęła brudny fartuch, umyła ręce i namaściła je oliwą. Ze łzami w oczach wzięła garnek z pieca i ruszyła w stronę drzwi. Serce miała w gardle. Wbiegając po schodach na piętro i mijając komnaty zastanawiała się co ją czeka. Wiedziała, że niczym dobrym się to nie skończy. Trzęsąc się jak osika otworzyła drzwi komnaty. Przy oknie, tyłem do niej, czekał już Pan Ferdynand. Spóźniła się...

34 komentarze:

  1. O ja Cię proszę... REWELACJA!

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. No podoba mi się :) Skromność proszę schować do kieszeni Panie Piotrze i ładnie podziękować za komplimenta :)

      Usuń
    2. Ładnie dziękuję za komplimenta i za reprymendy :)

      Usuń
  3. W 1805 lampa naftowa? Moglaby to byc lampa olejowa, w najlepszym razie lampa Arganda. Ale gdziezby takimi lampami oswietlano pomieszczenia sluzby. Swieca lojowa lub kaganek olejny, ot, co!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szwejk! Nie czepiaj się! Wiadomo o co chodzi. Wszyscy widzą, że lampę naftową wynalazł Łukasiewicz w 1853. Mniej więcej w tym samym czasie co Edison wynalazł żarówkę :) Licentia poetica!

      Usuń
    2. Wszyscy wiedza, ze zarowke wynalazl radziecki uczony Łodygin, a lampe naftowa Łukasiewicz. Nie ma to jak patriotyzm.

      Usuń
    3. A kalesony wynalazł wybitny radziecki uczony Gołodupow.

      Usuń
    4. Takie slowo w ustach damy... wstyd!

      Usuń
    5. Kłiii tam... znam lepsiejsze... :) Pamiętaj, że pracuję z samymi facetami. Dość nerwowymi czasami :)

      Usuń
  4. O mój smutku... już się poprawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostaw te lampy. Dają nastrój i obraz przestrzenny. Nie ważne, że czasowo nie mieści się ramach. To nie jest dokument na "Discovery".

      Usuń
    2. Poprawiłem no i okazało się, że jestem ignorantem :) Marne klasyczne wykształcenie...

      Usuń
    3. Oj tam, oj tam. Ja czasem oczywiste oczywistości muszę sprawdzać, bo nie wiem. Ścisłe wykształcenie się kłania :)

      Usuń
    4. no naprawdę aż mi głupio...

      Usuń
  5. Ty jeszcze nie wiesz jak to jest głupio jak szesnastolatek ścina Cię z nóg zasobem wiedzy z IT, o której Ty nie masz bladego pojęcia, a ponoć się tego uczyłeś. Mało! Robisz w tym na co dzień. To jest dopiero żenada...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale przynajmniej z Napoleonem nie poległem... uff..

      Usuń
    2. 1805 :) Urodził się Andersen i Dirichlet (teoria liczb), a Napoleon robił rundki po Europie święcąc triumfy :)

      Usuń
    3. Dirichlet? cos mi sie kojarzy. Sprawdzam: warunki zbieznosci szeregu Fouriera (ur.1768). O mamo, jaki ja kiedys bylem madry...

      Usuń
  6. O w mordę......Świece? Zostawcie je w spokoju.... Ja chcę czytać dalej..... :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, Klepsydro, wiem o czym mówisz. I jeszcze ten wzrok , który mówi więcej niż usta ! Uff. Wstyd..:D

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest właśnie ten temat i mój klimat, ten półmrok i ta ciemność, i ten chłód...
    Już wiesz, że Cię za to kocham ?!?!?!?

    kate:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zarumieniłem sie... serio...:)

      Usuń
    2. Oj... Nic nie poradzę na to, że uwielbiam takie mroczne i zawilgocone opowieści, najlepiej rodem ze średniowiecza. Jak żadne inne działają mi na wyobraźnię. A już tym bardziej jeśli wiem, że miały coś wspólnego z rzeczywistością, że odnoszą się do konkretnego miejsca czy osoby, która istniała. Tak mam i już. I jeszcze na dodatek TY mieszkasz w TAKIM miejscu!!! I piszesz o tym! No powiedz mi, jak ja mam Cię nie kochać?!? No jak?

      kate:)

      Usuń
    3. Tak to prawda mieszkam w takim miejscu, ale o domu w którym jestem, nie było ani jednego słowa :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    4. To nic, że nie było ani słowa. Ale coś Cię zainspirowało do napisania tego tekstu. I to coś było, żyło, istniało kiedyś. I to wystarczy.

      kate:)

      Usuń
    5. Może żyło, ale nie wiem tego na pewno. Ale taka kobieta kiedyś była, to fakt. Przeżywała to tak jak sobie wyobrażam? Nie wiem...

      Usuń
    6. Tego nigdy nie będziesz wiedział na pewno. I dlatego właśnie posiadasz taki talent, by sobie, i mi, i nam - czytelnikom, dopowiedzieć to czego nie wiemy.

      kate:)

      Usuń
  9. No! A już się bałam, że całkiem przestaniesz pisać:) Tradycyjnie już pomarudzę: kiedy następny odcinek?:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no coś Ty? Nie przestanę :) A następny odcinek... postaram się szybko :)

      Usuń