niedziela, 15 stycznia 2012

Kalejdoskop (5)

Ruszył biegiem w stronę auta. Jego oczom ukazał się płonący wóz. Zostawił w samochodzie torbę, dokumenty, telefon... Doskoczył do auta myśląc, że uda mu się to wydostać, i nagle wstrząsnął wsią kolejny wybuch odrzucając go o kilka metrów od samochodu. Jeszcze widział błękitne niebo, jeszcze słyszał głos wyjących syren, jeszcze czuł... strach, a potem cisza. Cisza i ciemność...
Ubrany w krótkie spodenki znowu miał 10 lat. Bawił się z kolegami w chowanego. Ależ sobie znalazł kryjówkę. Beczka po smole. Tutaj nikt go nie znajdzie. Mijały godziny, a on siedział w tej beczce. W końcu zrezygnowany, zdał sobie sprawę, że nikt go już nie szuka. Spojrzał na siebie. Koszulka brudna od smoły, podobnie nowe spodnie i buty, a ręce, nogi, włosy i całe ciało... pożal się Boże. Niedaleko była studnia z pompą, więc w strachu przed gniewem rodziców, postanowił tam się umyć. Po jakimś czasie, nadeszła mama.
- Tomek! Gdzieś Ty się podziewał. Boże! Jak Ty wyglądasz! Marsz do domu!!!
- Mamo, ja nie chciałem, bawiliśmy się w chowanego...
- Do domu powiedziałam! Jak ja Cię domyje?!
Próbowano wszystkiego. Biedna kobieta musiała od sąsiadów pożyczyć solonego masła, żeby domyć Tomasza z tego brudu i smoły. Nieustannie mówiła do niego robiąc mu wyrzuty, a on, jak to dziecko stał w wannie upokorzony i płakał. Spotkanie z ojcem, który wieczorem wrócił z pracy, nie należało do najprzyjemniejszych. Przeprowadzili, prawdziwie męską rozmowę. Ojciec był wściekły, że mama płakała z powodu braku wyobraźni jakim wykazał się dziesięciolatek.
- Mamo... - powiedział cicho.
Nawet się do niego nie odwróciła.
- Mamo... bardzo przepraszam, że się denerwowałaś. Obiecuję, to się już nie powtórzy.
Zapach mleka i oliwy ogarnął go całego, gdy matka przytuliła syna.
- Tomek, martwiłam się, że coś Ci się stało, tak długo Cię szukałam. Nie rób mi tego nigdy więcej.
Poczuł się jakoś słabo. Wszystko zaczęło go boleć i taki dziwny uścisk na głowie. Ale skąd ten dziwny głos, który go wołał?
- Panie Tomaszu, Panie Tomaszu... słyszy mnie Pan?
Poczuł szarpnięcie za ramię. Ból rozrywał mu czaszkę. Otworzył oczy. Zobaczył jakiegoś człowieka ubranego w biały kitel. Potem sufit z jarzeniówkami.
- Gdzie ja jestem? - wyszeptał.
- Dzięki Bogu, wrócił Pan do nas.
- Gdzie ja jestem? - powtórzył pytanie - co się stało?
- Jest Pan w szpitalu. Jestem lekarzem. Jak Pan się czuje?
- Boli mnie głowa i ramię.
Mózg, lotem błyskawicy, przypomniał mu wszystko. Jego samochód wyleciał w powietrze i zdaje się, że on wyleciał razem z nim.
- Będzie Pan żył. To tylko powierzchowne obrażenia i lekkie poparzenie. Czy jest Pan na siłach porozmawiać z policją?
- Z Policją? Po co? Czego oni ode mnie chcą?
- Powiem im Panie Tomaszu, żeby zbytnio Pana nie męczyli.
Lekarz wyszedł. Tomasz rozejrzał się po pokoju. Izolatka. Chronicznie nie cierpiał szpitali. Zresztą leżał w nim po raz pierwszy. Otworzyły się drzwi izolatki i weszło dwóch mężczyzn, ubranych w policyjne mundury. Poczuł ogarniający go strach.
- Dzień dobry, Panie Tomaszu. Jestem Marcin Szmit, a to mój kolega: Grzegorz Nowicki, jesteśmy policyjnymi śledczymi. Czy może Pan odpowiadać na pytania?
- Ale jakie pytania?
- Pana samochód wybuchł pod wpływem podłożonego w nim materiału wybuchowego. Czy ma Pan jakiś wrogów?
- To była bomba???
- Tak, i to profesjonalnie skonstruowana. A zatem, wrodzy?
- Jestem prawnikiem, prowadziłem różne sprawy, nie raz mi grożono, ale przecież... Nie, nikt nie przychodzi mi do głowy. Chociaż, zaraz, w drodze miałem dziwny telefon, ktoś kazał mi wracać do domu, jeśli nie chcę pożałować, że się urodziłem... Dzwoniłem do kancelarii, ale nikt nie odbierał.
- A zna Pan niejaką Danutę Podsiadło?
- Tak, to moja przyjaciółka, ktoś może nawet więcej. A dlaczego Pan pyta?
- Pani Danuta, pracowała dla Pana?
- Tak prowadzi mi kilka spraw, ale co ona ma z tym wspólnego?
- Panie Tomaszu, Pani Danuta...
- Co Pani Danuta?!
Chciał się podnieść, ale ból wydawało mu się rozrywa mu czaszkę od wewnątrz, aż z bólu krzyknął. Jeden z policjantów wyszedł na korytarz i krzyknął:
- Lekarza! Szybko!
Tomasz zdążył tylko w panice zapytać:
- Co z na Danusią? Ludzie powiedzcie co z Danusią?
 Poczuł ukłucie w prawym ramieniu. To pewnie środek uspokajający, policjantów już nie było. Strach mijał, serce powoli wracało do miarowego bicia, zasypiał... i wciąż jeszcze, jak mantrę, powtarzał:
- Co z Danusią, co z Danusią...

19 komentarzy:

  1. Nie, nie, nie !!!!! Nie zgadzam się na uśmiercenie Danusi. NIE, NIE, NIE !!!
    Druga fikcyjna jak się nie mylę postać literacka o tym imieniu i ma zginąć??!! NIE, NIE, NIE !!!!! Niech ją porwą, niech będzie szpiegiem, czarno- czarnym charakterem, wredną, podstępną żmiją, manipulatorką, modliszką i co tam jeszcze, ale ma ŻYĆ !!!

    Danusia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, no kto wie co się z nią stało... Hmm a swoją drogą niezły pomysł z tym porwaniem, muszę nad tym pomyśleć :)
      Serdeczności Danusiu?

      Usuń
  2. Danusia podłożyła bombę, a cały ich romans był przykrywką, żeby się do niego zbliżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusia? Ta kochana mała istotka? Kto wie, co w niej drzemie, już od dawna wiadomo, że gdzie diabeł nie może... Zartuje oczywiście ::):)
      Serdeczności :)

      Usuń
    2. Zgadza się Klepsi, bo szanowny Tomeczek prowadził sprawę do której coś miała.
      Niech będzie i terrorystką byleby żyła.

      Serdeczności
      Danusia

      Usuń
  3. No ja nie wiem... Tak od razu trupem położyć połowę bohaterów? Może jednak ocalić Danuśkę i obsadzić ją w roli szefa mafii albo cóś? A może porwać ją w worku na głowie? No to może chociaż guza jej nabić, pięć szwów założyć i plaster na złamany paznokieć?
    A tak w ogóle to cokolwiek napiszesz ja i tak to kupuję, jak wiesz:) Bo idzie Ci świetnie. I podoba mi się bardzo przede wszystkim to, że piszesz z pasją.

    kate:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ dlaczego komentujący są tak pesymistycznie nastawieni i chcą śmierci Danusi?? Przecież ja jej życia nie zabrałem... przynajmniej jeszcze :) Że nikt nie wpadnie na ten pomysł, który noszę w głowie... nie wiem czy to dobrze o mnie świadczy haha.
      Kate tak z pasją :) A czy my się już kiedyś nie poznaliśmy...wirtualnie?

      Usuń
    2. Znamy się, znamy:) Na tyle na ile pozwala poznać się internet;) Bywałam u Ciebie jeszcze dawno temu, tam gdzie patrzyłeś na świat oczami szeroko otwartymi. Niedawno wpadłam na Piotra Kodera i pierwsze o czym pomyślałam, to to, że ktoś perfidnie skopiował Twój stary blog. Jakoś nie mogłam się przekonać, że to Ty, i że wróciłeś. Te pierwsze posty nie przypominały mi Ciebie, tego, którego pamiętałam. Dlatego też posłałam Ci mało miły komentarz... i mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone... Bo czego jak czego ale z całą pewnością talentu odmówić Ci nie można.
      Czekam więc cierpliwie na kolejne części. I tak sobie myślę po cichu, że Danusia właśnie wysiada ze swojego samochodu, który zaparkowała przed szpitalem...

      Pozdrawiam Cię Piotrze gorąco

      kate:)
      Może następnym razem już nie jako anonimowa. Ale dam znać, że ja to ja.

      Usuń
  4. Oj nikt nie chce śmierci Danusi.... Na pewno nie ja:) Ale ciekawość rośnie....Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja sam nie wiem, ale chyba też nie chcę :):)

      Usuń
    2. No, jeżeli Ty sam nie wiesz to ja Ci powiem....NA PEWNO nie chcesz śmierci Danusi;) I zgadzam się z Ester, ciekawość rośnie...:)
      Pozdrawiam ciepło

      Usuń
    3. A może ją jednak uśmiercę :):):)

      Usuń
  5. Zobaczymy, jak rozwiniesz akcję...:)

    OdpowiedzUsuń
  6. jeżeli Ci się już życie znudziło to proszę bardzo...ryzykuj;)

    OdpowiedzUsuń
  7. O nie!!! Nie uśmiercaj jej !!! :)I napisz coś..... Cierpliwość to zaleta, ale nie moja :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A zabij ją. Do Sienkiewicza trochę brakuje, ale co tam. Rach ciach i po sprawie.

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli tylko trochę, to nie jest źle...

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz, czytam jeszcze raz od początku i ...wyobrażam sobie Ciebie, jako głównego bohatera opowiadania. i ta smoła, skąd ja znam ten wątek...?:)

    OdpowiedzUsuń